Nasz świat jest szybki. Liczą się obrazy i krótkie migawki. Muzyka? Najlepiej masowa. Mało kto zwraca uwagę na długie zdania. Świat oparty na esemesach i reklamach skutkuje jednak nieporozumieniami. Ludzie nawzajem się nie słuchają. Odnoszę wrażenie, że wiele osób tylko czeka, aż będzie mogło coś powiedzieć. Przerywanie, wtrącanie swoich trzech groszy jest na porządku dziennym. Jednocześnie sami chcemy być zrozumiani i wymagamy od innych, by nas słuchali. Paradoks? I na nic zdają się biblijne opowieści o Babilonie. Jesteśmy niecierpliwi, tak nauczyło nas życie. Jednak gdy się w nie wsłuchamy, możemy odkryć wiele prawdziwych emocji, realnych praw rządzących ludźmi. Słuchanie jest o tyle ważne, że jest potrzebne na każdej płaszczyźnie życia. W pracy, szkole, domu. Bo relacje międzyludzkie są wszędzie, nie możemy się od nich odciąć, zatrzasnąć drzwi, powiedzieć „dość”. Nawet w sztuce dźwięk może odegrać decydującą rolę. Bawić się zmysłami, mylić wzrok i dotyk, układać zagadki i zaskakiwać.
Tak właśnie było na kolejnej wystawie w ramach Akcji Sztuki>Nowe „Nowe słowo i dzieło”. Druga ekspozycja w Andromedzie jest bardzo zaskakująca. Żeby wejść w głąb sali odbiorca musi przejść przez „klatkę” Sławomira Sobczaka. Instalacja „Przejścia konieczne” wzbudza różne emocje. Od entuzjazmu i oczekiwania na to, co będzie, do strachu i niepewności. Po wejściu do obiektu całość zaczyna drżeć. I w dodatku wydawać dźwięk podobny do wielokrotnie przyspieszonego bicia serca. Brzmienie pogłębia zdezorientowanie i zagubienie odbiorcy. Człowiek czuje się jak w nowym miejscu lub w takim, w którym nie chciałby być. I myślę, że właśnie o to chodziło artyście. Być może w ten sposób chciał pokazać, że w życiu musimy przechodzić przez różne sytuacje. Mimo że nie zawsze tego chcemy, nie mamy wyjścia. Są pewne etapy, których nie da się przeskoczyć. Nie chcemy pisać matury, ale musimy. Nie mamy ochoty na spacer z psem, ale musimy to zrobić. Jak mówi sam artysta, jego praca ma wiele znaczeń i można ją odczytywać na różne sposoby. Dowolność interpretacji jest na tyle szeroka, że wszystko zależy od tego, na co zwrócimy uwagę. Na ruch klatki, sposób jej wykonania czy może dźwięk. Eneduerabe.
Wychodząc z klatki, odbiorca tak naprawdę nie ma wyboru. Wchodzi wprost do „Domu Owadów” Anny Kutery. I to bez zdejmowania butów! Owady latają mu nad głową. Motyle, ważki, chrabąszcze. Wszystkie płaskie, papierowe i, co zaskakuje, czarno-białe. Pod nimi stoi dyskotekowa kula, która drażni je kolorowymi światłami. Do taktu gra głośna, wesoła muzyka. Nawiasem mówiąc, skomponowana specjalnie na potrzeby instalacji. Tylko co ona ma robić? Po bliższym przyjrzeniu i rozmowie z artystką doszłam do wniosku, że owady są martwe. Nieżywe. A my, za pomocą koloru i dźwięku chcemy je ożywić. Na chwilę może się obudzą, ale to tylko parę minut. Tak naprawdę już nigdy nie wrócą do naszego świata. Ani one, ani my- wspólnie nie znamy drogi powrotu. One - bo już nie żyją i tam są. My - bo niszczymy przyrodę, nie dbamy o ekologię i jesteśmy współwinni. Mamy jeszcze szansę, może się obudzimy i nie dopuścimy do tego, aby z naszego powodu liczba mieszkańców domu wzrosła. Może muzyka zadziała jak budzik?
Po wizycie u motyli widz kieruje się do sąsiedniego pomieszczenia. Jest to była sala kinowa, pusta, bez stojących na baczność krzeseł. Na scenie znajduje się instalacja multimedialna Adama Klimczaka. Są to biurka z lustrami oraz lecący w tle film. Film to może zbyt górnolotne określenie. Jest to po prostu zbliżenie na twarz mężczyzny, artysty. Na przemian wypowiada sentencje łacińskie ich polskie odpowiedniki. Głosem oddziałuje na odbiorcę. Daje rady, takie jakie mógłby nam dać starszy człowiek, może ojciec. Tłumaczy, czemu są ważne, zatrzymuje się, rozważa słowa. Zastanawia się nad ich sensem i dzieli się z nami swoimi przemyśleniami. Jest bardzo intrygujący. Ludzie chętnie go słuchają. Przypomina dziadka, bliskiego nam człowieka, który z fajką w ustach opowiada o życiu. Myślę, że warto zatrzymać się także nad kwestią luster. Jest to dosyć nietypowe, bardzo nowoczesne. Dzięki nim także my, widzowie, bierzemy udział w sztuce. Jesteśmy częścią tego, co sie dzieje. Mamy wpływ na to, co się stanie. Ęce pęce, w której ręce?
„Nowe słowo i dzieło” to niezwykły obraz. Tak daleki, przepełniony nowoczesnością i technologią, a jednocześnie tak nam bliski. Tak podobny do na wszystkich. Przyciąga uwagę wyglądem, dźwiękiem i treścią. Pokazuje niezwykłe możliwości i pokłady energii. Możemy do nich dotrzeć, trzeba jedynie tego chcieć.
Agata Kołodziejczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz