6 grudnia 2010

Rozszyfrujmy się

Spojrzeć na dzieło to żaden problem. Gorzej z interpretacją. Można oczywiście przyjrzeć się fakturze, odebrać ogólne wrażenie, skojarzenia. Przemyśleć temat, spróbować rozszyfrować artystę. Ja osobiście często, gdy patrzę na jakieś dzieło, automatycznie wyobrażam sobie, jaka była droga do jego stworzenia. Jaka historia się z nim wiąże. Podobnie czuję się, idąc ulicą. Mimowolnie układam ludziom życiorysy, wczuwam się w ich sytuację. Często aż przesadnie się z nimi identyfikuję. Podobnie jest w sztuce. Każdy ma swój sposób odbioru, większość osób patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń, niektórzy starają się zidentyfikować z autorem.
Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy dochodzi do spotkania z artystą. Inne spojrzenie jest na dzieło, gdy obejrzy się je samemu, a inne, gdy spojrzy się na nie i na twórcę. Zobaczy się jego sposoby wyrażania emocji, gesty, usłyszy jego słowa, sposób mówienia. To wszystko tak bardzo wpływa na odbiorcę, że jest w stanie zmienić swój pogląd na dane dzieło. Stosunek artysty do swojej pracy, pasja, z jaką mówi, skromność lub wręcz przeciwnie, przesadne, choć przez niektórych uzasadnione, zarozumialstwo - wszystko jest ważne. Można zazdrościć. Talentu, stosunku do świata, poglądów. Wierzyć w strategię, którą psychologowie określają wygrana-przegrana lub przegrana-przegrana. Ta pierwsza polega na tym, że jednostka musi wygrać, a reszta przegrać, inaczej zwycięstwo nie będzie pełne. Ta druga - jednostka przegrywa i pociąga za sobą jak najwięcej osób. Obie te metody działają na wszystkich płaszczyznach życia. Niektórzy nawet nie wiedzą, że je stosują. Można uznać, że dane dzieło to marna praca. A gdzieś w głębi duszy zawistnie myśleć: „Kurczę, to takie proste. Jak to jest, że niektórzy potrafią wyciągnąć z siebie takie tematy, nadać im formę i przekonać do nich innych?” Ale można też szczerze podziwiać. Zatracić się w głębi dzieła. Skupić się na każdej części, odebrać je jak przyjemność. Smakować sztukę i się z nią scalać.
Ludzie żywo dyskutują na wernisażach, wymieniają się poglądami. Wielu z nich interesuje się sztuką. Nie znaleźli się na wernisażu przez przypadek. W końcu to nie jest temat masowy. Wręcz przeciwnie, jest bardzo niszowy. Czemu tak jest? To „produkt” leżący na wyższej półce. Niedający się prosto poznać. Wymagający dużego zaangażowania ze strony odbiorcy. I trzeba przyznać, że jest to droga impreza. Mało kto może sobie pozwolić na kupno dzieł sztuki. Z drugiej strony niektórzy nawet nie myślą o sztuce, nie mają na nią czasu. Tak zostali wychowani, nie widzą powodów, dla których mieliby się w nią zagłębić.
A czy my, młodzi ludzie, sięgnęlibyśmy po sztukę, gdyby nie „Akcja Sztuki”? Jest to bardzo wątpliwe. Na pewno większość by tego nie zrobiła. Więc myślę, że tym bardziej powinniśmy się cieszyć, że taka możliwość zaistniała i możemy z niej korzystać. Pomaga ona rozszyfrować nie tylko pojęcie sztuki, myślenie innych ludzi, ale także nasze własne wnętrze. Co jest wyjątkowo ważne, bo przecież bez tego nic nie miało by sensu.

Agata Kołodziejczyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz